Dwudziesty piąty cykl słoneczny rozpoczął się, zgodnie z obserwacjami astronomicznymi, w grudniu 2019 roku. Po 11-u latach nasz glob w roku 2030 znajdzie się w położeniu wyjściowym do odliczania kolejnego cyklu, który będzie nazwany przez astronomów dwudziestym szóstym, licząc od początku obserwacji tj. od roku 1755. Większość obecnie żyjących dziewięćdziesięciolatków przyszło na świat na początku 17 cyklu. W każdym cyklu zaskakuje Ziemian przeplatanka zjawisk pogodowych. W bieżącym cyklu chłodnym, nawet tęgie umysły parające się od lat klimatem, bzdurzą nieustannie na temat jego ocieplenia. Zwalają przy tym winę na dwutlenek węgla co, jak się obecnie okazało, było sowicie wsparte moskiewskimi łapówkami, jak wiele innych pomysłów o ochronie klimatu. Kryzysu klimatycznego jednak nie będzie. Powierzchnia naszej planety każdego roku traci około 3% swojej energii i tak może to trwać do końca obecnego 25 cyklu. Może to doprowadzić w końcowym jego okresie nawet do poważnego ochłodzenia chyba, że w Ziemię uderzy asteroida, albo „putinowskie szaleństwo”, co może doprowadzić do unicestwienia naszej cywilizacji. Tymczasem, zmniejszy się nam ilość dwutlenku węgla ze spalania cudownego i nieszkodliwego dla klimatu rosyjskiego gazu tłoczonego rosyjskimi gazociągami. A na to już zwracałem uwagę w moich wcześniejszych opracowaniach na stronach „Prawej Łodzi”. Jednocześnie, bez satysfakcji konstatuję fakt, że głupota obficie nagradzanych łapówkami niemieckich i unijnych polityków, zachwiała obecnie europejską gospodarką energetyczną. Można więc ogłosić już apel: Panowie – ci niby uczeni a także niedouczeni publicyści, przestańcie czepiać się dwutlenku węgla i metanu i przyłóżcie się do agitacji powrotu do wykorzystania, ale racjonalnego, naturalnych surowców energetycznych bez nachalnej agitacji stosowania OZE. W tym ostatnim przypadku zrezygnujcie w Polsce z wiatru. Wiatry nasze - polskie, nie są energonośne, jak również infrastruktura zabudowy naszych osiedli nie pozwala na lokalizację wiatraków w miejscach dowolnych. Elektrownie wiatrowe są niebezpieczne dla zdrowia mieszkańców z uwagi na emisję infradźwięków, a także i tych słyszalnych. Z tego względu obowiązująca w Polsce tzw. ustawa odległościowa musi być zachowana (10xH). A nawiązując do aktualnej sytuacji związanej z obecnym moskiewskim szaleństwem w Ukrainie, to pragnę podzielić się własnymi refleksjami wyniesionymi z bezpośrednich obserwacji Rosjan z czasów prawie czteroletniego pobytu wśród nich w latach 1963-1967 i późniejszych - już krótkotrwałych, aż do ostatniego w 1999 r. Rosjanie to dziwna nacja, niby słowiańska. Poddawana była prymitywnej nieprzerwanej, ciągnącej się przez wieki indoktrynacji, zakładającej wymuszanie strachem i represjami bezwzględnego posłuszeństwa wobec władzy centralnej. Jak to ujął w swojej książce sfrustrowany Cat-Mackiewicz, opisując czasy panowania w Polsce Stanisława Augsta Poniatowskiego - ludowi rosyjskiemu jest obojętne kto go bije „nahajką” i kto rządzi w Moskwie lub w Petersburgu - i tak to pozostało po dzień dzisiejszy. Jednocześnie społeczeństwo to, obecnie,za sprawą „nadzorowanego oświecenia”, ma skrajnie szowinistyczne poglądy, zbieżne nawet z nieskrywanym faszyzmem w stosunku do innych nacji. Nie powinno więc dziwić nikogo, że awanturę zgrai Putina, rozpętaną w Ukrainie w imię odrodzenia imperium sowieckiego i rzekomej obrony przed urojonym, permanentnym zagrożeniem ze strony USA - jak to zaszczepiła im jeszcze sowiecka propaganda, popiera większość tego społeczeństwa. Zaledwie garstka Rosjan ma, być może, inne zdanie. Dla Winstona Churchila Rosja też była zagadką, którą starał się zrozumieć, prawdopodobnie popijając ze Stalinem pieprzówkę zamiast whisky. Również nasz wieszcz, Adam Mickiewicz, w swojej twórczości (Dziadów części III Ustęp, Droga do Rosji) zawarł proroczą myśl z obserwacji ludu rosyjskiego w pytaniu – co się wylęgnie z niego „Czy motyl jasny wzniesie się nad ziemię, czy ćma wypadnie, brudne nocy plemię?”. Należy się obawiać w tym momencie do czego popchną ten Naród mordercze zamiary bandy Putina. W przypadku wojny nuklearnej, bez wątpienia państwo rosyjskie zniknie z powierzchni. Stanie się to za sprawą tak naprawdę niewinnej „ćmy” chyba, że Putinowi ktoś podsunie korzystniejszy dla świata pomysł. W dalekiej przyszłości i tak Europa będzie miała wspólną granicę z Wielkimi Chinami a z Moskwy i Petersburga mogą pozostać co najwyżej głębokie wypełnione wodą głębiny, bo naród rosyjski nigdy, niestety, nie zrobił rachunku sumienia a przecież bez oceny moralnej własnego myślenia i postępowania nie ma pojednania...
    Prof.dr hab.inż. Marek Lebiedowski, dyscyplina naukowa - inżynieria środowiska  -  marzec, 2022r